wtorek, 21 sierpnia 2012

Syndrom 2 stycznia

Podobno najwięcej stron internetowych na świecie to pornografia. Prawda to? Nie mam pojęcia... Moja prywatna statystyka (o wiele bardziej ułomna) podpowiada jednak, że najwięcej jest w Internecie motywacji.

Wpisy na Facebooku. Demotywatory. Prezentacje z cytatami na tle pięknych widoków. Hasła wyświetlane na górze ekranu co drugiej strony firmowej. Motywujące maksymy, artykuły i nagrania krążą po sieci chyba równie często, co piersi XXL i pompki do penisa.

Pewnie nie przesyłałeś nikomu dalej reklamy viagry, ale coś motywującego, znalezionego w sieci – na pewno. Forwardujesz otrzymane maile, lajkujesz refleksyjne wpisy na Facebooku, może nawet sam je umieszczasz.

W tym wszyscy jesteśmy podobni do siebie. My – ludzie mający dostęp do nowoczesnych technologii porozumiewania się na odległość.

Pytanie, co robimy z tym dalej.

Dlaczego nazywam to syndromem 2 stycznia? Przecież mamy jeszcze koniec lata...

31 grudnia pijesz szampana i wspominasz mijający rok. Fajnie. 1 stycznia robisz noworoczne postanowienia. Jeszcze fajniej. Gdyby myśli o zmianie życia dało się jakoś zamienić na energię elektryczną, oświetlalibyśmy nasze miasta za darmo pewnie do Wielkanocy. Ileż to żyć ma się zmienić, ile nałogów odejść w przeszłość, ile fajnych biznesów rozpocząć...

Jednak nie zauważyłem, żeby 1 stycznia producenci papierosów, "toksyczni" partnerzy albo szefowie wykorzystujący podwładnych jakoś masowo rzucali się z mostów w obawie przed nadchodzącą zmianą. Dlaczego? Dlatego, że potem przychodzi 2 stycznia, w którym 99% noworocznych postanowień wyparowuje. Ludzie idą do pracy której nienawidzą (i nie po to, by rozpocząć okres wypowiedzenia), kupują kolejną paczkę papierosów które ich rujnują i tak dalej. W dużym skrócie – prowadzą takie samo życie, jak kiedyś.

Jaka jest dobra wiadomość? Ten 1% z nas coś z postanowieniami zrobi. Czy się uda? To inna sprawa, jednym tak – innym nie, ale przynajmniej podejmiemy działanie.

Dziś, dzięki technologii, nowy początek możemy przeżywać codziennie. Codziennie możemy dostać dawkę świeżej inspiracji. Nie musimy iść z pielgrzymką do żadnego guru ani nawet sięgać na półkę po mądrą książkę. Motywacja w wersji dla opornych trafia wprost do naszych oczu na ekranie komputera.

Niestety, syndrom 2 stycznia też można przeżywać codziennie. "Weź się do roboty, jesteś zdolny, zasługujesz na więcej" – yes, yes, yes, lubię to! Klikam, przesyłam, udostępniam! "Jeśli praca nie daje ci satysfakcji, jeśli twoje życie nie wygląda tak, jak byś chciał, to zrób coś z tym" – o tak, świetny pomysł! Koniecznie muszę to polajkować i wysłać znajomym, najlepiej z własnym komentarzem.

"Kto szuka towarzystwa kur, ten nigdy nie poszybuje jak orzeł", "Umiejętność wykonania bierze się z wykonywania", "Szaleństwem jest powtarzać to samo, w nadziei że w końcu przyniesie to inny efekt", "Nie zmienisz nic, póki nie wstaniesz z kanapy" – cóż za odkrywcze myśli! Genialny Einstein, ponadczasowy Cyceron! Umieszczę to na swoim profilu, dołączę do podpisu, może nawet jakiś demotywator skonstruuję...

Mówić, to jedna rzecz. Zastosować – druga. Pisząc o zastosowaniu nie mam na myśli kliknięcia "lubię"...

Z postanowieniami o zmianie życia nie musisz czekać na żaden szczególny dzień. Codziennie trafiają ci się nowe możliwości i codziennie może być nowy początek.

Wyobraź sobie, że mamy 1 stycznia. Doczytałeś mój tekst do tego miejsca i mam nadzieję, że Cię zainspirował. Świetnie.

Co z tym zrobisz?